Kultura · Literatura

Teresa Grzywocz „Etat w chmurach”

Która mała Obrazekdziewczynka nie marzy o byciu w przyszłości stewardesą? Zawód ten wiąże się z dalekimi i egzotycznymi podróżami, prestiżem, wysokimi zarobkami oraz nawiązywaniem nowych znajomości. Czy może być coś piękniejszego? Jednak bycie stewardesą to nie tylko przyjemność, to również rezygnacja z wielu ważnych rzeczy, o których pisze autorka w swojej pierwszej książce „Etat w chmurach”.

Teresa Grzywocz przez kilka lat pracowała dla arabskich linii lotniczych, których nazwy jednak nie podała. Wraz z innymi członkami załogi nazywała ten region Arabowem. Z wykształcenia jest arabistką. Autorka opisuje ciężki początek swojej podniebnej kariery. Każde linie lotnicze mają swoje wymagania względem kandydatek. Grzywocz pisze, że stewardesami nie zostają tylko ładne i szczupłe dziewczyny. Z odpowiedniki kwalifikacjami każdy ma szansę na karierę w tej branży. Oczywiście najpierw trzeba przejść wielotygodniowe wyczerpujące szkolenie, co nie jest takie łatwe. Potem wymagane jest przestrzeganie pewnych surowych zasad względem wyglądu: delikatny makijaż, subtelny manicure, starannie ułożona fryzura, idealnie wyprasowany uniform, buty na lekkim obcasie… Za jakiekolwiek zaniedbania względem dress code’u może otrzymać naganę, a za kilka takich „wykroczeń” zostaje zwolniona. Nie trzeba chyba wspominać, że stewardessa musi być miła, uśmiechnięta i przede wszystkim cierpliwa, co nie zawsze jest takie oczywiste.

Wydaje się, że zawód stewardesy jest niekończącymi się wakacjami, jednak nie jest to prawda. Owszem, ciągłe i dalekie podróże oraz wysokie zarobki kuszą młode i atrakcyjne kobiety do podjęcia tego zawodu. Sama niejednokrotnie rozmyślałam, czy nie rozpocząć podniebnej kariery. Jednak bycie stewardesą to nie tylko zabawa. Trzeba pamiętać, że to ciągła rozłąka ze swoją rodziną i przyjaciółmi, nie da się również nawiązać nowych przyjaźni, bo zazwyczaj za każdym razem na pokładzie jest inna załoga, o czym pisze Grzywocz. Trzeba również wziąć pod uwagę, że ciągłe bycie w podróży i zmiana czasu jest wyczerpujące dla organizmu. Poza tym, nigdy niczego nie można sobie zaplanować, gdyż przez cały czas trzeba być na miejscu w gotowości do kolejnego, bardzo często niespodziewanego kilkugodzinnego lotu. Pasażerowie nie zawsze są mili, wychowani i… pachnący! Grzywocz bardzo źle opowiada o podróżach do Pakistanu, gdzie pasażerowie chyba nie wiedzieli, co to higiena osobista.

Teresa Grzywocz w zabawny sposób opisuje swoją przygodę z byciu stewardesą. Wspomina nie tylko o swoich podróżach, np. do Nowego Jorku, Monachium czy Sydney, ale o różnych (zabawnych bardziej lub mniej) sytuacjach na pokładzie. Była stewardesa pisze, że jednym z zabawniejszych wydarzeń jakich doświadczyła było to, jak obywatele Stanów Zjednoczonych postrzegają się na tle innych pasażerów. Uważają, że należą im się siedzenia w pierwszej klasie (chociaż mają wykupione miejsca w klasie ekonomicznej) tylko dlatego, że pochodzą z USA. W innym przypadku spotyka na pokładzie arabską rodzinę, która odbywa kilkugodzinny lot by dotrzeć na ślub. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że przez cały czas panna młoda miała na sobie ubraną suknię ślubną. Zdarzają się też mniej zabawne sytuacje, takie jak np. lot na jednym silniku, ponieważ drugi zawiódł. Albo pogoda uniemożliwiająca start lub lądowanie. Bardzo często trzeba zmagać się z pijanymi pasażerami, którzy lubią robić awantury gdy nie dostaną tego, czego chcą.

Autorka „Etatu w chmurach” pokazuje, że praca stewardesy ma swoje plusy i minusy. Ale tak to jest, nie można mieć wszystkiego, zawsze trzeba z czegoś zrezygnować by móc spełnić swoje marzenia. Przyznam szczerze, że debiut literacki Teresy Grzywocz wciągnął mnie i pochłonęłam go w dwa dni. Jej „dziennik pokładowy” całkowicie pozwala poczuć nie tylko atmosferę egzotycznych wojaży, ale również codzienność życia między jednym a drugim lotem.

Jedna myśl na temat “Teresa Grzywocz „Etat w chmurach”

Dodaj komentarz